Jak zwykle z lekkim poślizgiem... ale już jest: marcowy Nelson.
Pozmieniałam oczywiście kolorki, na bardziej żywe. Jakoś w żywszych kolorach bardziej mi się podoba.
Ze względu na rozmiar kanwy, troszkę ciężko haftowało mi się kontury, które zawierały po pół krzyżyka. Z french knotami też było ciężko, no ale starłam się, żeby wszystko wyglądało jako tako:
A tak wygląda kolejna część mojego kalendarza z Nelsonem.
Noo....
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie wyhaftowane zupełnie jakby był namalowany :)
Jestem ciekawa kalendarza :)
Jaki słodki!!!!!!!!!!!!!!!!! Cudny kotek.
OdpowiedzUsuńŚwietna praca, wspaniała :) pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuń